Pobudka dzięki (grrr...) Andrzejowi odbyła się bardzo wcześnie, bo już o 6:40 :) dzięki temu śniadanie mieliśmy załatwione przed 8 rano. Poprzedniego dnia zaliczyliśmy pierwszy punkt na naszej mapie, czyli Pragę, także wszystko idzie zgodnie z planem. Następnym punktem na naszej mapie jest Salzburg w Austrii. Ruszamy dalej porządnie nakręceni po jajkach sadzonych i parówkach (ja) oraz płatkach owsianych i cieście Andrzeja (fuj - jak można jeść słodkie ciasto na śniadanie :) Na dzisiaj zaplanowane ok. 500 km.
Przy spokojnej prędkości pojawił mi się praktycznie nigdy nie widziany zasięg auta :)
Zdobyliśmy Ceske Budejovice - stolicę piwa!
Granica czesko-austriacka przed nami.
Sprawnie i szybko dotarliśmy do czesko-austriackiej granicy, gdzie nie omieszkaliśmy zrobić sobie pamiątkowego zdjęcia (jak japońscy turyści, których póki co wszędzie pełno :)
Kilkanaście kilometrów po przekroczeniu granicy postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na loty dronem, połączone z prywatną sesją zdjęciową! Austria przywitała nas z jednej strony słońce, a z drugiej chmurami burzowymi...
Po wielu godzinach spędzonych w samochodzie dotarliśmy na Salzburg-Ring który niestety był dziś zarezerwowany dla Lambo :( My jak zawsze gotowi i pierwsi na starcie!
Moje chłopaki właśnie szykują mi auto :) Niezły parapet!!
Ale nam się trafił wiadukt w środku lasu - coś niesamowitego!
Parking, jak parking, ale ten Superman poniżej to już coś extra :)
Złowieszcze chmury nad nami , ale pocieszamy się, że w Alpach po każdej burzy szybko świeci słońce.
Jednak ulewa nas nie ominęła :(
Ooo jest i serwis Porsche w Zell am See, gdzie zamierzamy znaleźć nocleg.
Nierówna walka o przedni spojler (na szczęście znalezione deski pomogły wygrać spojlerowi).
Zmęczeni (ale szczęśliwi) po całym dniu podróży nocleg znaleźliśmy w Zell am See, gdzie Wiener Schnitzel smakuje wyśmienicie.
Gościliśmy u bardzo nagradzanej Pani, ale niestety nie spytaliśmy o to jak się nazywała :(
Miasteczko Zell am See wyglądało bardzo sennie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz