sobota, 30 lipca 2016

911 przez Europę - Dzień 10

Z Tulonu udaliśmy się z samego rana do Marsylii, gdzie drogi wyglądały na nieco opustoszałe - może powodem był lekki deszcz? Droga do Bazyliki Notre-Dame wiodła pod górę wąskimi uliczkami, czasem tak stromymi, że Andrzej musiał zdemontować swój przedni spojler, bo obcierał nim przy każdym skręcie.









Bazylika Notre-Dame w oddali - figura Madonny z dzieciątkiem Jezus na jej szczycie jest ogromna i doskonale widoczna.


Wjeżdzając na szczyt góry byliśmy przekonani, że trafimy na parking i konieczne będzie wchodzenie na piechotę pod samą Bazylikę. Nic bardziej mylnego - każdy może podjechać autem praktycznie pod samo Notre-Dame i zaparkować tam bez żadnych opłat. Mimo to, rano nadal było sporo wolnych miejsc do parkowania!



Z zabudowań Bazyliki widać praktycznie całą Marsylię, w tym piękny stadion.






Podobnie jak w Nicei, okolice Notre-Dame są patrolowane przez uzbrojonych w karabiny maszynowe żołnierzy francuskiej armii.












Po opuszczeniu Marsylii czekało nas 650 kilometrów nudnej trasy autostradą - tak przynajmniej zakładaliśmy. Rzeczywistość okazała się dużo bardziej ciekawa :)










Niestety dla nas autostrada do Bordeaux na początku była tą samą co do Hiszpanii :( Podążający tam masowo na wakacje Francuzi i Włosi tworzyli spore korki.





Napotkaliśmy także genialne, składane przyczepy kempingowe. Może takich nie musieliby niszczyć Hammond z Clarksonem?






Przestało nam być jednak do śmiechu jak zobaczyliśmy najpierw czarny dym, a potem płonącego Citroena. Temperatura sięgała 36 stopni i auto najwyraźniej nie dało sobie z nią rady :( Dobrze, że nikomu nic się nie stało.


Kilkadziesiąt kilometrów dalej utknęliśmy w kolejnym korku, tym razem przez niegroźną kolizję.







Francuzi liczyć umieją, także zamiast na drogich stacjach przy autostradach masowo tankowali przy tych położonych obok marketów spożywczych. My dla odmiany zjedliśmy tam burgery, bo nie mieliśmy ochoty stać w kolejkach.

Batonik i M&M's w płynie! To dopiero dobre rozwiązanie dla takich świrów jak my, nie uznających jedzenia w aucie :))))


Dzisiejsza podróż była jedną z najdłuższych, ponad 700 kilometrów dało się we znaki.....


..... i musiałem użyć magicznego lekarstwa szamanów z Belgii celem nabrania sił do pracy przy tej relacji :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz